piątek, 16 listopada 2012

Oryginał a tłumaczenie.

Zawód - tłumacz. I nie mówimy tutaj o tłumaczu przysięgłym czy o takim, który tłumaczy instrukcje do telewizorów, a raczej o przekładzie w sensie artystycznym, o przekładzie literackim. Nie da się ukryć, że jest to zawód potrzebny - nie jesteśmy przecież w stanie biegle władać wszystkimi językami świata, a interesujące nas książki często publikowane są w językach obcych. Do poznania samych postaw literatury trzeba by było być nie lada poliglotą - znawcą greki dla dzieł Homera, niemieckiego z powodu Goethego czy angielskiego by zapoznać się z twórczością Szekspira. Idąc dalej wspomnieć możemy również o współczesnych autorach - Haruki Murakami po japońsku czy Henning Mankell po szwedzku. Najprostszym przykładem niezbędności tłumaczeń jest najpopularniejsza księga świata - Biblia. Przez wieki powstawało bardzo wiele jej przekładów, obecnie jest ona ponoć dostępna w 471 językach świata.



"Pierwsze Folio" - pierwsze opublikowany zbiór dzieł Szekspira z 1623 roku


Ale czy tłumaczenie to same plusy? Tłumacz na swojej drodze napotyka bardzo wiele przeszkód, które musi pokonywać, co kończy się z różnym skutkiem. Przekład literacki nie jest zwykłym, dosłownym tłumaczeniem słów i zdań. W pewien sposób jest to tworzenie dzieła na nowo, na podstawie istniejącego oryginału. Tłumacz decyduje o doborze słownictwa, tłumaczeniu bądź nie nazw własnych, rymach. Musi oddać sens treści niedosłownych tekstu czy użycia danego słowa w odpowiednim kontekście oraz zadbać o zachowanie oryginalnego stylu twórcy. Problemem może być też występowanie specyficznych odnośników kulturalnych, neologizmów czy po prostu humoru autora.


Kamień z Rosetty. Widniejący na nim tekst zapisany jest w 3 wersjach - po egipsku
pismem hieroglificznym i demotycznym oraz po grecku.
Był on przełomem na drodze do odczytania egipskich hieroglifów.

A jak jest w praktyce? Różnie. Niektóre tłumaczenia świetnie przedstawiają założenia oryginału, czasem wręcz zwiększając jego jakość zarówno pod względem językowym jak i fabularnym. Nie zawsze jednak udaje się osiągnąć zamierzony efekt - tłumaczenia bywają schematyczne, niekompetentne i zniechęcają nas do czytania.


Anglojęzyczne i polskie wydania 'Prawdy' Pratchetta.

Z własnego doświadczenia przytoczyć mogę przykład Terrego Pratchetta, który urzekł mnie zarówno w angielskim oryginale jak i w przekładzie Piotra Cholewy. Tłumacz świetnie zachowuje żartobliwy styl pisarza, opisy i charaktery bohaterów. Są też autorzy, których polecam czytać w oryginale. Jednym z nich jest Lovecraft. Nie można niczego odjąć tłumaczeniom Ryszarda Grzybowskiego - są naprawdę interesujące, oddają klimat, język jest bogaty i urozmaicony. Jednak by w pełni pojąć makabrę i geniusz Lovecrafta trzeba przeczytać go po angielsku. Dopiero wtedy zrozumiemy prawdziwy mrok i grozę jego wyobraźni oraz docenimy wyrafinowany język, którym tak swobodnie włada i który jest w końcu jego cechą rozpoznawczą.


Brytyjskie wydanie Lovecrafta, które aktualnie czytam.


A polskie książki w innych językach? Jestem w posiadaniu anglojęzycznego wydania "Ostatniego życzenia" Sapkowskiego. Kupiłam je z myślą o zapoznaniu znajomych z zagranicy z sagą o Wiedźminie, a skończyło się na tym, że sama zaczęłam je czytać. Tłumaczenie miło mnie zaskoczyło - przekład czytało się bardzo dobrze. Świetnie odwzorowuje on oryginał, zachowując jednak swoje własne cechy.


Amerykańskie wydanie "Ostatniego życzenia".

Zachęcam Was bardzo do próbowania swoich sił z oryginalnymi wersjami książek. Warto też przed zakupem książki po polsku poszukać różnych jej tłumaczeń i wybrać najlepsze.

Do usłyszenia! :)

Agata

2 komentarze:

  1. Ty jesteś najlepszym tłumaczem

    OdpowiedzUsuń
  2. Racja. "Pratchetty" w oryginale są genialne. Chociaż przy tłumaczeniach też uroniłem niejedną łezkę śmiechu.

    OdpowiedzUsuń